
– Popatrz na nich. Jacy wysublimowani, ekstrawaganccy, elitarni. Każdy pod krawacikiem, ulizani na prawą stronę zupełnie nienagannie. Na ręku zegareczki i teczuszka w ręku. Ulala. Jadą do kancelarii, sądów, biur, sekretariatów i urzędów. Będą sypać przepisami i paragrafami.
– Może ja mógłbym być takim prawnikiem? – zająknął się najmniejszy z kotów.
– Ty? Wybij sobie to z głowy. Jesteś kotem i zawsze będziesz kotem. Nie masz szans.
Podjechał następny autobus na przystanek. Linia 102. Kierunek Czerniakowska.
– Zobacz tych. Wszyscy słuchawki na uszach. Wlepieni w ekrany telefonów w większości. Niektórzy zamknięte oczy. Jeden czyta książkę. Odizolowani od bodźców zewnętrznych. Piłkarze. Pewnie się koncertują przed meczem.
– Świetnie biegam za piłką. Żadna przed mną nie ucieknie. Może mógłbym być światowej klasy piłkarzem?
– Kocie, mógłbyś co najwyżej ręczniki podawać. Brak Ci talentu, a poza tym jesteś kotem! Koty nie mają prawa głosu.
Tym razem zatrzymał się autobus lini 394. Na Bródno.
– Pewnie Szpital Bródnowski. Sytuacja zgoła inna niż przy poprzednich. Wszyscy wlepieni w książki. Czytają o wątrobach, nerkach, trzustkach, śledzionach, sercu, i wielu innych narządach. Przypadki od A do Z. Jeszcze nie wiedzą jak bardzo służba zdrowia jest niewydolna.
– Oooo! Ja mógłbym być lekarzem! Dzięki mnie wyzdrowiał Felek, Elemelek i Rysiek. A Zenkowi doskonale opatrzyłem ranę po zderzeniu się z samochodem.
– Zamknij się! Już nie mogę Cię słuchać. Jesteś kotem i nikim więcej. Na nic Twoje bujne myśli. Weź się lepiej za robotę i przynieś jakąś mysz na kolację jak prawdziwy…
Nie zdążył już tego dokończyć. Zorientował się, że go nie ma. Odjechał autobusem.